Chrystyna Podolian pochodzi z miasta Chersoń w Ukrainie. Wyjechała do Polski 10 lat temu, kiedy wraz z mężem i dziećmi postanowili zmienić miejsce zamieszkania. Przeprowadzka była odpowiedzią na rosyjską agresję na Ukrainę, w szczególności na nielegalną aneksję Krymu w 2014 roku.
Anastazja Oleksijenko, „Wprost Ukraina”: Czy obecnie Polska różni się od tego, jaką była 10 lat temu?
Chrystyna Podolian: Oczywiście! Teraz Polska to zupełnie inny kraj. W 2014 roku szukaliśmy swoich rodaków i osób myślących podobnie, ponieważ wtedy liczba Ukraińców w Polsce nie była tak duża jak obecnie. Mogliśmy zostawić notatkę z naszymi danymi kontaktowymi, gdy widzieliśmy samochód z ukraińskimi tablicami rejestracyjnymi. Wszystko po to, aby się poznać i znaleźć przyjaciół.
Teraz nawiązanie kontaktu nie jest problematyczne, ponieważ w Polsce mieszka wielu naszych rodaków. Ale były czasy, kiedy mówiliśmy po ukraińsku, a nikt nas nie rozumiał.
Jak rozpoczęła się wasza historia w Polsce? Czy uczyliście się języka polskiego już po przeprowadzce, czy wcześniej?
Zdecydowaliśmy się na naukę języka polskiego jeszcze w Ukrainie, podczas oczekiwania na wydanie niezbędnych dokumentów do wyjazdu i otwarcia firmy w Polsce. Chodziliśmy na intensywne kursy języka polskiego, gdzie nauczyliśmy się „na nowo” czytać i liczyć.
Kiedy już przyjechaliśmy do Polski, na początku rozmawialiśmy tylko po angielsku, ale bardzo szybko się przystosowaliśmy i przeszliśmy na język polski. Język ten zalicza się do grupy języków słowiańskich i jest nam bliski. Dlatego chciałabym powiedzieć wszystkim, którzy wahają się, czy zacząć naukę: nie zastanawiajcie się. To naprawdę przyjazny nam język.
Dlaczego zdecydowaliście się przeprowadzić właśnie do Wrocławia?
Mieliśmy możliwość wyboru miasta do zamieszkania. Stworzyliśmy listę 5 dużych miast w Polsce: Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław i Gdańsk. Na tamtym etapie nie wiedziałam niczego o Wrocławiu. Mieszkaliśmy w każdym z tych miast przez około 5 dni, aby wczuć się w atmosferę. Kiedy przyjechaliśmy do Wrocławia, nie mieliśmy żadnych oczekiwań, ale bardzo nam się tu spodobało, więc zdecydowaliśmy się zostać.
Jak przebiegała adaptacja w polskim otoczeniu?
To już zupełnie inna historia, ponieważ zajęło nam to wiele czasu, aby znaleźć tzw. swoich. Rozpoczęliśmy wszystko od zera, ponieważ poza naszą rodziną nie mieliśmy tu nikogo. Obecnie pielęgnujemy silne przyjacielskie więzi z ludźmi, których poznaliśmy w pierwszym roku emigracji.
Znaleźliśmy ich dzięki znajomym naszych znajomych. Wielu ludzi, którzy przyjechali do Polski po 2014 roku, odczuwało potrzebę kontaktu z rodakami i brakowało im tych więzi. Każdy chciał dzielić się informacjami i doświadczeniem. I tak, dzień po dniu, zdołaliśmy zbudować nasze nowe otoczenie od początku.
Czym się zajmowaliście przed przeprowadzką z Ukrainy?
Byliśmy przedsiębiorcami w Ukrainie. Pracowałam w sklepie z artykułami dla artystów, a mój mąż w branży turystycznej.
Po przeprowadzce do Polski wiele się zmieniło?
Tak, rozważaliśmy cztery pomysły na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Starannie analizowaliśmy, jak można będzie je wdrożyć na polskim rynku, badaliśmy mentalność ludzi i kulturę. Z tych pomysłów pozostały dwa, które z sukcesem wdrożyliśmy i rozwijamy od lat.
Jakie dokładnie przedsięwzięcia udało wam się zrealizować?
Obecnie wraz z mężem prowadzimy wspólny biznes – kawiarnię wrocławską o nazwie „Gniazdo”, którą otworzyliśmy w 2015 roku. Ponadto mój mąż prowadzi oddzielny biznes o nazwie „PinBox”. Zarządza on dużą społecznością artystów: osób zajmujących się grafiką i produkcją znaczków. Te znaczki, zwane „pini”, są rozpowszechniane w wielu kawiarniach i księgarniach w Polsce i Europie.
A ja stałam się przewodnikiem i oprowadzam wycieczki. To wyszło w bardzo naturalny sposób i wynikało z mojej ogromnej miłości do Wrocławia.
Kiedy pojawił się pomysł, że zostaniesz przewodnikiem?
To dość długa i ciekawa historia. Na etapie kiedy zaczęliśmy myśleć o lokalizacji naszej kawiarni we Wrocławiu, miasto było dla nas zupełnie nowe, a aby otworzyć biznes gastronomiczny, musieliśmy spełnić najważniejszy warunek – znaleźć odpowiednie miejsce. Dlatego właśnie zaczęłam poznawać Wrocław. Sama brałam udział w wycieczkach, dzięki czemu zdobyłam wiedzę o tym miejscu. Około 2016 roku zauważyłam, że pojawia się coraz więcej gości z Ukrainy i zaczęłam oprowadzać grupy po Wrocławiu.
Pewnego dnia, całkowiecie przypadkiem, gdy oprowadzałam swoich przyjaciół po mieście, jakaś kobieta zatrzymała mnie na skrzyżowaniu i poprosiła, żebym jej również opowiedziała historię Wrocławia. Zgodziłam się z radością. I tak rozpoczęła się moja przygoda z zawodem przewodnika. To dla mnie nie była praca. Byłam bardzo szczęśliwa.
Kiedy wróciłam do domu, byłam bardzo podekscytowana. Mąż powiedział, że moje zamiłowanie można przekuć w biznes. Tak to wszystko się zaczęło.
Czy wtedy postanowiłaś uzyskać licencję na prowadzenie wycieczek?
Tak, po tym doświadczeniu postanowiłam podjąć naukę i uzyskać licencję przewodnika. Ten proces trwał kilka miesięcy.
Czy było trudno ją zdobyć?
Tak, to trudne zadanie. Musiałam nauczyć się historii i kultury Polski na takim samym poziomie, co lokalni przewodnicy. Ponadto wszystkie egzaminy i zadania były prowadzone w języku polskim, więc musiałam przyswoić sobie całą wiedzę w nowym dla mnie języku. Pomimo tego, zdałam wszystkie egzaminy i uzyskałam wysokie oceny.
Na czym polegało szkolenie? Czy wiedza, którą wtedy przyswoiłaś, okazała się przydatna w praktyce?
Szkolenie obejmowało wiele aspektów. Organizacja, która je przeprowadziła, ma długą historię na rynku turystycznym. Jednak wiele metod było przestarzałych i nie zawsze odpowiadały potrzebom współczesnych turystów. Niemniej jednak, oprócz wiedzy historycznej, zdobyłam umiejętności z zakresu bezpieczeństwa i udzielania pierwszej pomocy, które okazały się przydatne w praktyce.
Jak opracowujesz pomysły na prowadzenie własnych wycieczek?
Nie korzystam z gotowych tras, lubię tworzyć unikalne i wyjątkowe wycieczki. Moim głównym celem jest zaspokojenie potrzeb gości i słuchanie, co ich dokładnie interesuje. Na przykład: wielu ludzi jest ciekawych, jak Polsce udało się przezwyciężyć komunizm i na podstawie tego zagadnienia stworzyłam dwugodzinną wycieczkę o nazwie „Śmiesznie i strasznie”, podczas której opowiadam o absurdalnych i przerażających aspektach komunizmu. Moim celem nie jest jedynie dostarczanie informacji, ale również staram się pomagać ludziom zrozumieć konkretny temat na głębszym poziomie. Wrocław ma bardzo bogatą historię. Mogę opowiadać o niej godzinami.
Moim celem jest zmienienie stereotypu, że wycieczki i zwiedzanie muzeów zazwyczaj są nudne. Zawsze mówię, że moimi konkurentami nie są inni przewodnicy, ale miejsca rozrywki, centra handlowe i kina. Staram się pokazać, że wycieczki to fascynująca i interesująca forma rozrywki.
Opowiedz o swoich trzech ulubionych miejscach w Polsce, które poleciłbyś odwiedzić.
Jeśli chodzi o moje ulubione miejsca we Wrocławiu, są to:
- Muzeum Sztuki Współczesnej – to przestronne muzeum z bogatym programem kulturalnym, obejmującym wykłady i wydarzenia zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Dostępne są także wykłady w języku ukraińskim, a cena biletów jest bardzo przystępna.
- Ossolineum – to urokliwe miejsce w centrum miasta, gdzie można uciec od zgiełku i cieszyć się wyjątkową atmosferą. To także miejsce, gdzie znajduje się biblioteka, która wcześniej była we Lwowie i została przeniesiona właśnie do Wrocławia.
- Most Oławski – to miejsce, które oferuje imponujące widoki i pozwala zobaczyć miasto z ciekawej perspektywy. Ten punkt we Wrocławiu często umyka uwadze turystów, ale naprawdę oferuje niesamowite przeżycia dla pasjonatów pięknych widoków.
Przejdźmy teraz do twojego innego zajęcia. Otworzyłaś kawiarnię „Gniazdo”.
Projekt „Gniazdo” przywieźliśmy z Chersonia. Początkowo myśleliśmy o otwarciu restauracji w Ukrainie. Spodobała nam się idea miejsca, które ma zapewniać komfort i domową atmosferę. Jednak po wybuchu wojny w Ukrainie w 2014 roku, postanowiliśmy zrealizować naszą koncepcję w Polsce.
Zrozumieliśmy, że ta idea jeszcze bardziej pasuje do Polski, ponieważ to właśnie tu nasza rodzina zaczęła budować swoje „gniazdo”.
Skąd pomysł na nazwę „Gniazdo”?
Pomysł zrodził się, kiedy uczyliśmy się języka polskiego w Ukrainie. Pewnego dnia nasz nauczyciel dał nam arkusz z legendą o powstaniu m.in. Polski. Opowiadała o trzech braciach, którzy dali początek kilku krajom. Upraszczając: jeden z nich, Lech, postanowił zbudować gniazdo i od tego słowa została stworzona nazwa Gniezno, które stało się pierwszą stolicą Polski.
Kiedy przeczytaliśmy tę legendę z mężem, spojrzeliśmy na siebie i bez słów zrozumieliśmy, że ta nazwa idealnie oddaje historię Polski i jest dla nas dobrym znakiem.
Ktoś wam pomagał?
Kiedy pojawił się pomysł na ten rodzaj biznesu, zastanawialiśmy się nad otwarciem kawiarni, która przykłada dużą wagę do jakości kawy i jej parzenia. Pomogła nam w tym moja siostra, która posiada własną kawiarnię. Uważam, że obecnie zajmujemy znaczące miejsce na wrocławskim rynku kawy.
Jak udało się znaleźć grupę docelową i klientów?
To ważne, aby zrozumieć, że polska i ukraińska mentalność różnią się od siebie. Ludzie prowadzą różne style życia, mają różne zwyczaje i kontekst historyczny. Kiedy przeprowadziliśmy się, myśleliśmy, że otworzymy kawiarnię w ciągu 3 miesięcy, ale w rzeczywistości zajęło to cały rok. Nie uwzględniliśmy m.in. biurokracji. Ta rzeczywistość wymagała zmiany naszego podejścia. Po otwarciu kawiarni, spodziewaliśmy się podobnego scenariusza jak na ukraińskim rynku, licząc na szybki zwrot inwestycji. Po czasie zrozumieliśmy, że „wyjście na zero” to kwestia lat. Potrzebowaliśmy czasu. Byliśmy bardzo zdziwieni i myśleliśmy, że może źle rozumiemy tę ideę i koncepcję. Ale przede wszystkim musieliśmy oderwać się od wspomnień o ukraińskim rynku, starych nawyków i przestać oczekiwać szybkiego sukcesu.
Nasz sukces opiera się na naszym zespole. Poszukiwaliśmy wykwalifikowanych specjalistów, a kiedy znaleźliśmy świetnych baristów, to przyciągnęło klientów.
Czy to prawda, że Polacy wolą lokale franczyzowe niż coś nowego i zarazem wyjątkowego?
Dla mnie to mit. Z mojej analizy wynika, że Polacy są zmęczeni sieciówkami. Szukają czegoś oryginalnego i lokalnego.
Czym różni się ukraiński i polski rynek gastronomiczny?
W Polsce istnieje znaczna konkurencja. Działa ponad 500 restauracji McDonald's, podczas gdy w Ukrainie jest zaledwie około 20. Istnieje także wiele sieci kawiarni, których nie ma w Ukrainie. Ukraina ma bardziej otwarty i niezagospodarowany rynek gastronomiczny. W Polsce natomiast konkurujemy z gigantami i ich ogromnymi budżetami na marketing i reklamę.
Jakie są Twoje ambicje i cele, które zamierzasz zrealizować w Polsce?
W naszych najbliższych planach jest rozwinięcie działalności kawiarni: chcemy, żeby była większa i bardziej innowacyjna. Oprócz tego pracuję z mężem nad innymi projektami, które doskonalimy. Naszym głównym celem jest zachowanie równowagi między pracą a życiem.
Jakie rady mogłabyś dać innym emigrantom, którzy chcą osiągnąć sukces w Polsce?
Jeśli chodzi o podstawowe wskazówki, to najważniejsza rada jest prosta: trzeba nauczyć się języka polskiego. Znajomość języka stwarza wiele możliwości – pozwala zrozumieć ustawodawstwo, otwiera drzwi do prowadzenia własnej działalności gospodarczej, pozwala komunikować się z nowymi ludźmi i zrozumieć miejscową kulturę.
Kolejna rada to adaptacja do polskiego społeczeństwa i szukanie wspólnego języka z Polakami. Nie ograniczajcie się tylko do kontaktu z rodakami. Rozszerzajcie swoje horyzonty i starajcie się zrozumieć polskie społeczeństwo.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?
Jeśli mówimy o bardziej globalnym podejściu, to rzeczywiście ważne jest, aby nie porównywać wszystkiego między krajami. W Polsce i Ukrainie istnieją różne standardy życia, ceny, systemy edukacji i opieki zdrowotnej, co wynika z różnych potrzeb i kultury konsumpcji. Porównywanie może utrudnić adaptację i rozwój w nowym otoczeniu, dlatego ważne jest dostosowanie się do lokalnych realiów.
Pisałaś, że tęsknisz za Ukrainą. Ale czy planujesz wrócić do domu?
Często wracam do Ukrainy, odwiedzam przyjaciół, cieszę się kulturą. Bardzo kocham swoją ojczyznę, jestem obywatelką Ukrainy. Ale jeśli chodzi o to, gdzie dokładnie chcę żyć, to jest to oczywiście Wrocław.